Z dużym zainteresowaniem śledzę wszelkie nowinki związane z polskim markami zegarkowymi. Z końcem października reaktywowana marka Błonie zapowiedziała premierę nowego modelu. Przez kolejne dni umiejętnie podgrzewała emocje publikując na swoim facebookowym profilu kolejne graficzne „appetizery”.
Oczekiwania były duże, ponieważ po dwóch pierwszych modelach („Błonie Pierwsza Edycja” i”Błonie WX302„) można było spodziewać się dopracowanej i przemyślanej konstrukcji, będącej krokiem naprzód. Zegarek „Błonie Legia” taktownie pominę, gdyż najoględniej mówiąc nie spotkał się ze zbyt pozytywnym odbiorem pasjonatów i kolekcjonerów… no może poza ściśle określoną grupą docelową, dla której powstał.
Już szybko się okazało (po publikacji kolejnych grafik koncepcyjnych) – ponownie będziemy mieli do czynienia z kontynuacją „serii lotniczej” w polskim wydaniu. Dla przypomnienia, poprzedni model WX302 był dedykowany bohaterom Dywizjonu 302 – polskim pilotom walczącym w Wielkiej Brytanii w trakcie II Wojny Światowej. Była to całkiem zgrabnie zaprojektowana i przemyślana wizualnie koncepcja z charakterystycznymi motywami lotniczymi wplecionymi w elementy zegarka (m.in wskazówki i wahnik w kształcie myśliwca Spitfire). Niestety, od strony mechanizmu, produkt nie był szczególnie wybitny. Zamiast mechanizmu pochodzącego od najbardziej znanych firm zegarmistrzowskich – ETA, Miyota, czy Seagull – zastosowano werk sygnowany S12, który prezentowano jako szwajcarski, produkowany na specjalne zamówienie. W rzeczywistości sprawa była bardziej skomplikowana, ale o tym za chwilę.
Premiera miała miejsce wczoraj (8 listopada 2016) i dość szybko spolaryzowała opinie potencjalnych odbiorców. Zacznę może od strony wizualnej. Błonie zaprezentowało tym razem trzy linie stylistyczne zegarka, którego design przywodzi bardziej na myśl sportowe, niż lotnicze zacięcie. Projekt zwraca uwagę dość odważną i nowoczesną tarczą (typografia) oraz charakterystycznym zerem na godzinie 12. Najefektowniej wygląda wahnik napędzający ten automat. Jest on wykonany w kształcie przypominającym słynny samolot bombowy Avro ”Lancaster”. Inspiracją dla nowego modelu BH300 miał być bohaterski Dywizjon 300 – czyli jest to dość czytelna kontynuacja utrzymana w tej samej konwencji historycznej.
To co jednak najbardziej interesuje pasjonata klasycznego zegarmistrzostwa to mechanizm. Firma przyznaje wprost, że zastosowano analogiczny, jak w modelu WX302 werk od szwajcarskiego producenta, czyli enigmatyczny mechanizm Błonie S12. I tym razem miał on być stworzony na specjalne zamówienie i dostosowany wedle wymagań dostarczonych przez markę. Nie jest wielką tajemnicą (konsekwentnie przemilczaną przez firmę), że tajemnicze S12 to nic innego, jak oznaczenie mechanizmu opartego o Claro 888. Jest to „’szwajcarski klon” chińskiego ST-16, który z kolei był rozwinięciem japońskiej Miyoty. Tutaj należy od razu zaznaczyć, że polski producent, zgodnie z przyjętą oficjalnie definicją szwajcarskiego mechanizmu, zasadniczo ma rację. Bowiem możemy mówić o szwajcarskim mechanizmie, gdy spełnione są trzy podstawowe warunki: jest on składany w Szwajcarii; przechodzi tam kontrole jakości; i minimum 50% wartości jego części jest szwajcarskiej proweniencji. Tak więc w teorii można do werku kupionego za niewielką sumę w Chinach dołożyć fantazyjny wahnik za podobną ceną i gotowe – welcome to SWISS! 😉
Wspomniałem już o polaryzacji opinii na temat nowego produktu ze stajni Błonie. Jak łatwo się domyślić, rzecz dotyczy właśnie zastosowanego mechanizmu. Większość opinii (poza tymi bezkrytycznie pozytywnymi) prezentuje rozczarowanie, graniczące ze zdziwieniem, że zdecydowano się na użycie tego samego rozwiązania co w poprzednim lotniczym modelu. Tym bardziej, że dyskusja na temat „szwajcarskości„i „chińskiego łącznika” odbiła się szerokim echem po forach i na grupach tematycznych. Żeby oddać sprawiedliwość, zegarek wygląda dobrze i na pewno znajdą się osoby, do których przemówi ta nowoczesna stylistyka i odwołania do historii polskiego lotnictwa. Jednak dla mnie taki ruch, potęgowany dodatkowo chłodnym przyjęciem ostatniego modelu (dla fanów Legii), jest zupełnie niezrozumiały. Nadal trzymam kciuki za zegarki sygnowane marką Błonie, ale tym razem po prostu nie wyszło…
Zygmunt
8 lutego 2017 at 18:36
Nie jestem przekonany ogólnie do sposobu w jaki sposób polskie brandy zegarkowe wykorzystują historię. Wynika to jednak z pewnego uprzedzenia i łączenia tego faktu z modą na patriotyzm (np. odzież patriotyczna). Niestety Polacy nie latali często w kosmos, historią rodzimego przemysłu zegarkowego też nie można się chwalić w nieskończoność – pozostaje więc cała orkiestra husarii, legii, dywizjonów 302 i 303 itd. itp… W sumie nie mam z tym problemu, jakimi obrazkami i historyjkami marketing trafia do serc i kieszeni polskich konsumentów – generalnie omijam te zegarki szerokim łukiem.
Irytuję się dopiero, kiedy ta wylewająca się brzegami symbolika jest w zasadzie jedynym elementem, który wskazuje, że ten zegarek ma związek z Polską. Jeśli ktoś odwiedza markety chińskie, doskonale wie, że od dawna można kupić „polskie” gadżety made in China – odzież, fanty i pamiątki. Z Błoniem i innymi rodzimymi brandami zegarkowymi to oczywiście inna półka, ale tak na prawdę źródło i zasady marketingu gdyby je uprościć – pozostaję takie same.
Redakcja
9 lutego 2017 at 11:17
Cóż mogę powiedzieć! Mogę się pod tym tylko podpisać…